Po 7 latach zapomnienia o Opusie

From Opus-Info
Jump to navigation Jump to search
The printable version is no longer supported and may have rendering errors. Please update your browser bookmarks and please use the default browser print function instead.

Hanneh, Francja, 8 maja 2006 r.


Byłam młodą numerariuszką w Paryżu. Moim zadaniem było „pilnowanie ośrodka”, co oznacza, że nie mogłam nigdy pozostawiać Najświętszego Sakramentu bez nadzoru w kaplicy. Nie mogłam opuszczać ośrodka do powrotu innej numerariuszki, choć w kuchni pracowały inne osoby.

Któregoś dnia miałam ważny wykład prowadzony przez profesora, który nie tolerował ani minuty spóźnienia. Numerariuszka, która miała mnie zastąpić, nie przyjeżdżała, w końcu więc wyszłam, mówiąc Bogu: Nie martw się, nie zostawiam Cię samego, zabieram Cię w moim sercu. Okazało się, że zasłużyłam na „mega-upomnienie” braterskie: Nie można nigdy zostawiać Pana samego! To, co zrobiłaś, było bardzo złe!

Jakiś czas później, gdy podjęłam pracę w produkcji filmowej, miałam zawieźć samochodem aktorów na plan. W tej branży punktualność jest bardzo ważna. Wszyscy przyjeżdżają przynajmniej 15 minut wcześniej. Tymczasem ja, z wiadomych powodów, dojechałam na plan z godzinnym spóźnieniem. Asystentka reżysera, bardzo fajna osoba, powiedziała mi: Jeśli jeszcze raz przyjedziesz z pięciosekundowym spóźnieniem, wylatujesz. Nie mogłam jej tłumaczyć: Wiesz, pilnuję Najświętszego Sakramentu. Nie mogę go zostawić samego.

Innym razem realizowałam swój pierwszy film krótkometrażowy. Mieliśmy tylko dwa dni na zdjęcia i pracowaliśmy od wczesnego ranka do późnej nocy. Miałam wspaniałą ekipę. Wszyscy byli profesjonalistami, którzy zgodzili się występować u mnie za darmo, aby pomóc w moim debiucie. Pierwszego dnia wróciłam do ośrodka o trzeciej w nocy. Na mój widok dyrektorka zaczęła krzyczeć:

- Wiesz, która jest godzina?

- Tak, ale skończyliśmy bardzo późno i nie mogłam nagle zostawić moich kolegów. Musiałam z nimi spędzić trochę czasu, żeby chociaż im podziękować. (Doskonale znała warunki mojej pracy).

- To im powiedz, że masz chore dziecko w domu!

Do dzisiaj nie rozumiem tej rady. Następnego dnia wróciłam o „normalnej” godzinie – w rozumieniu szefostwa Opus Dei. Moi koledzy nie mogli zrozumieć, dlaczego uciekłam jak złodziejka.

Dzisiaj wiem już na pewno, że jeśli jest się numerariuszką, nie można pracować we wszystkich zawodach – w przeciwieństwie do tego, co nam mówią w momencie przystąpienia. To naprawdę dziwne, że należy przede wszystkim „pilnować Najświętszego Sakramentu”, a nie pracować, chociaż przynależność do Opus Dei niby znaczy przede wszystkim „być zwyczajnym chrześcijaninem w świecie”.




Z książki Byłem w Opus Dei - Fakty, świadectwa, dokumenty